Marchewkożercy

Weekend, pora na złapanie oddechu przed kolejnym tygodniem wertowania ogłoszeń o pracę. Słońce świeci ze wszystkich sił. Tłum tubylców wyległ do parku. Wtapiamy się w tłum. Bluza, trampki i aparat. Strzelamy do Jeleni / Danieli / Bambi. Grzecznie pozują do zdjęć. Prezentują profil, poroże, rozdrapane uszko, złamany różek. Ustrzeliłam jednego wojownika.

Chwilę później, zwabiony marchewkami, pojawia się młody włochaty szatan. Idzie w naszym kierunku. Straszy różkami. Podchodzi odważnie niuchając marchew.

Idziemy na zamek, słońce wpada przez witraże mini oranżerii. Nie dotarły tu tłumy z parku. Jest kameralnie, cicho i trochę bajkowo. W zamkowych krużgankach wiszą poroża padłych rogaczy. Jeden z nich ma przeogromne rogi – aż nienaturalne. Nie chciałabym go spotkać na żywo…

Wychodzimy. Chrupiące marchewkożerne (?!) rogacze mozolnie ale z uporem wchłaniają beta karoten. Aż sama nabrałam smaku na chrupiącą marchewkę.

Chrrrrrrup chrup…

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.