2 koła i spełnione marzenie

Wczoraj spełniło się małe marzenie Pita. Kupiliśmy motor. Właściwie to Pit kupił motor 🙂 Zacznijmy od początku. W sobotę rano, w jednym z londyńskich sklepów motocyklowych, czekało na nas niebieskie Kawasaki. Jazda próbna wypadła pomyślnie. Niebieski nie ryczał, lecz mruczał. Miał całkiem wygodne siedzonko dla pasażera, regularne serwisy, bardzo dobry stan, dobre opinie użytkowników. Również rozmowy ze sprzedawcami potwierdzały ten wybór. Dla pewności jeszcze jeden test, jeszcze jedna jazda po mieście. Kupiony! Niebieściutki kawasaki er5 ma nowego właściciela. Jeszcze formalności – ubezpieczenie, masa pozostałej papierkowej roboty, pytania o zawód, długość paznokci i kolor szczoteczki do zębów.

W końcu przyszła pora na strój. Kask – różnic między tymi za 50 a tymi za 300 funtów nie jestem w stanie opisać. Stanęło na czymś pomiędzy. Potem spojrzenie padło na mnie. Ja? Ja przecież nie planuję jeździć! No ale kask… na wszelki wypadek warto kupić, prawda? Warto. Przymierzam. Utknęły mi uszy. Pyzy jak u chomika. O rany, co ja mam na głowie. Dostaję rozmiar większy, z trupimi czachami. Pasuje, tylko te czachy… Na szczęście jest jeszcze czarny. Po kasku, pora wybrać rękawiczki. Na lato? Na zimę? Ze skóry kangura? Jednak na lato, czarne, pod kolor kasku. Kurtki nie chciałam. Przecież nie będę jeździć. Pita namawiam na krótką, z jaskrawymi wstawkami. Sama, z czystej ciekawości przymierzam damską. Sprzedawca idzie za mną, staje koło lustra. Opowiada o kurtce, o bezpieczeństwie, o ochraniaczach na barki, na łokcie, na kręgosłup. Bez słów ściągam kurtkę, kładę na ladzie, koło naszego pozostałego sprzętu. Po 5 godzinach zakupów, obładowani pudłami i siatami, wracamy do samochodu, uf. Pit jedzie niebieskim. Ja dosiadam się do niego na bocznych drogach. Wracamy do domku. A jednak mi się podoba. Bardzo!! W niedzielę zrobiliśmy pierwszą, prawdziwą wycieczkę, ale o niej następnym razem.

Ps. Mamo!! Nie martw się o nic!!!!