wrrrrrr

To wpis bez polskich znakow, bez sily, to wpis sfrustrowany. Czemu? Bo jest godzina 19, a ja siedze przy klawiaturze bez polskich znakow – w pracy. Czekam cierpliwie na emaile, ktore mialy byc gotowe na piatek. Kampania trwa w najlepsze. Terminy na wczoraj. Czekam na poprawke, juz dwudziesta? dwudzista piata? Nie mam sily pokrzyczec, wyrzucic z siebie jakiejkolwiek oznaki irytacji, wiec wylewam z siebie niemoc, wylewam ja w postaci niewielkij kropelki wpisowej na moim trampkowym blogu.

Moze gdyby jeszcze to byl bardziej normalny dzien… Ale dzis? Dzis poszlam spac o 1.07 (tak, dokladnie 07!) Wstalam o 3.45. Samolot o 6, Luton o 7, biuro o 8.30. Na przerwe okazalo sie nie byc czasu. Mailingi gotowe na czwartek/piatek w powijakach. Oczy jak krolik, w biurze cisza, w brzuchu burczy.

Gdzies tam w dalekim Sevenoaks czeka lozko, obiad i prysznic. Luksus! Teraz moge to powiedziec z cala pewnoscia.

przymiona sie taka oto piesn