Euro w WC

W końcu w domku. Tym razem na 4 pełne dni. Przeszukuję strony trojmiasto.pl. Szukam i sprawdzam co się dzieję w mojej okolicy, co zobaczyć, jak wycisnąć 120% z każdego dnia (poza spaniem po 5 godzin przez wszystkie pięć nocy!). Mile zaskoczyła mnie wiadomość o Fring Festiwalu. Fringe miał trwać dobę, od soboty 13 sierpnia. Koło 11, po 3 krotnym powrocie pod drzwi mieszkania (bo jednak za zimno, bo gdzie gdzie jest chusta, bo okulary, o… bo jednak jest mi za ciepło) udaje się wyjść. Spływamy monciakiekiem. Dziki tłum. Szukam „ulicznych artystów”. Pod tunelem gra ktoś na gitarze. Lepsza akustyka? Monciak świeci artystycznymi pustaki, tłum defiladuje w górę i w dół.

Zrezygnowane, wymiętoszone, docieramy do koktajl baru, vis a vis domu zdrojowego. Artystów brak. Czas na pyszne kolorowe, owocowe koktajle. Słońce przyjemnie grzeje w plecy, zwisające ze szklanki owoce znikają błyskawicznie. Idziemy szukać dalej. Jest! Sopocki Fringe to mały jarmark między molem a łazienkami północnymi. To stragany cepelii, chleb ze smalcem (mniam!), drewniane pachnidełka (wszystkie pachnące identycznie) i ceramika. Jest miło, tłoczno i kolorowo. Kupujemy słomiankę myszkę i chleb ze smalcem. Ale gdzie TEN Fringe? Gdzie koncerty, muzyka, kapele na ulicach, teatry? Gdzie uliczni śpiewacy i piwo w plastikowych kubeczkach?? Brak. Trudno, w sumie Sopocki Fringe też mi się podoba – przyciągnął moje oko lokalnymi wyrobami. Między kiczem pojawiła się masa straganów z pomysłem.

Międzynarodowy charakter, oprócz tego, że Fringe odwiedza m.in. w Edynburg, Toronto i Melbourne nadają mu sopockie toalety publiczne… 1 wejście = 2 zł lub 0.60 €!! Tylko nie wiem jeszcze czy babcia klozetowa wydaje resztę w walucie.

Funtów nie przyjmują. Szkoda, bo ostatnio znacząco się wzmocnił.