Różowy smak lata

Zimno, buro, pochmurnie, deszczowo. Otwieram rano oko, za oknem rzyg. Kolejny alarm budzika bezlitośnie wyciąga mnie spod cieplutkiej kołdry. Wychodząc otulam się szczelnie w szalik, zapinam płaszcz na wszystkie 3 guziki, żałując, że nie ma więcej. Brr… Wysyłam rozżalonego smsa do Gdyni. Tam podobno jest ciepło, słonecznie, lato w pełni. Londyński sierpień zaciągnął się jesienią.

Szukam lata. Znalazłam! Okrągły, różowo zielony kawałek lata leży sobie na markecie przy Leather Lane. Kupuję arbuza. Prosto ze straganu ze świeżymi sokami, owocami i warzywami przy Leather Lane, tacham go do biura. Po kilkunastu metrach urywa mi rękę. Po 17.30 zabieram moje okrągłe pyszności do domu. W połowie drogi na autobus skończyły mi się pomysły na pozycje, w których można nieść arbuza. W siatce, pod ręką, na brzuchu, oparty o książkę… Telefon do Pita. Ja nie dam rady go przynieść, ale muszę go dzisiaj zjeść!! Pit czeka na dworcu, niesie upolowaną przeze mnie zdobycz. Juuuuhu!

Teraz leży w korytarzu, trzeba wymyślić czym go przekroić. (Arbuza) Pit leży na kanapie, oglądając WAŻNY mecz (nic nie mówił, ale pewnie też się zmęczył arbuzem) 🙂