Deszczowa piosenka

Pada. Kropi. Pryska. Bryzga. Popaduje. Leje. Mży. Siąpi. Uroki mieszkania w Londynie. Staramy się przejść z Soho do Tower. Ulice błyszczą, nadciąga kolejna sina chmura. Mordor. Już szumi. Idzie kolejna fala. Wyskakujemy z busa przy katedrze St. Paul i bieeeegiem pod dach. Deszcz odbija się od ulicy. Chodniki i biurowce zamieniają się w wielkie lustra. Przyglądam się biegającym, skaczącym, pędzącym i moknącym ludziom, z mojego tymczasowego schronu przeciwdeszczowego. Parasolki nie noszę. I tak ją gdzieś zostawię.

Zelżało, idziemy dalej w kierunku Tower. Po drodze, na Soho, nad Tamizą, przy Tower, mijamy grających na rozstawionych po mieście i przykrywanych folią na czas deszczu pianinach. Tuż nad Tamizą gra facet ubrany w jaskrawe sportowe ciuchy. Przy Tower młody chłopak gra kawałek Adele. Jego kumpel próbuje śpiewać. Na Soho, trójka facetów w skórach, gra Stinga. Jeden z nich wtóruje na tamburynie, drugi klaszcze, a w przerwach całuje trzeciego – grającego. W sumie miło. Grupka gapiów – słuchaczy bije brawa.

Mijam ich. Śmieję się do siebie. Nawet ten deszcz mi dziś nie przeszkadza.