Kulinarna rozpusta

Ostatnie dwa weekendy, z racji na obowiązki Grubego, spędzamy raczej w 7oaksowych okolicach. To czas, żeby się po wyżywać kulinarnie. W ruch idzie książka o podróżach kulinarnych National Geographic. Na dziś przewidziany mix kuchni tajskiej i francuskiej. Grzęznę w sklepie w poszukiwaniu właściwego wina. Zioła w koszyku, świeże maliny kupione. Czas zaczynać. Ze smaków tajskich – sałatka ze świeżo marynowanych ogórków szklarniowych z chili i kolendrą, w occie ryżowym. MNIAAAAAAAAM. Na deser gruszki w winno malinowym syropie. Gotowane sto lat w winie, malinach, wanilii i cukrze, są mięciutkie, cudownie aromatyczne i zaskakująco szybko uderzają do głowy.

Na dodatek zeszłotygodniowe marynaty okazują się być przepyszne. Nowy rzut marynowanej, pieczonej papryki jest palce lizać. Marynowana dynia sprzed tygodni, już się przegryzła, a cytrynówka? Cytrynówkę muszę przelać, wycisnąć resztki soku z pomarańczy i cytrynek i… degustować! Przy tym co za oknem, aż chce się siedzieć w kuchni, grzać mieszkanko piekarnikiem i wypełniać je zapachami coraz to nowych pychotek.

A propos pychotek – dziś zweryfikowałam włoską pizzerię Princi – rivelazione!! Ich margerita jest pyszna do ostatniego gryzka, od soczystego środeczka aż po samą mięciutką, cudnie wypieczoną skórkę! Towarzyszący mi głos francuski zgadzał się z tą opinią w 101 procentach. Mniaaaaaaam! Princi – grazie mille!