Słońce i śpiewające wróbelki

Ostatni tydzień upłynął pod znakiem siedzę w łóżku, zużywania ton chusteczek i ćwiczenia mięśni brzucha przy kolejnych kaszlnięciach. Niedziela, czas w końcu wystawić nocha na słońce.

W skarpecie na głowie, opatuleni po uszy, idziemy do parku. W parku błoto. Angole w kaloszach. My nie. Pit się rozmarzył. Od danieli w parku, słońca pieszczącego delikatnie policzki i jakiegoś wszechogarniającego spokoju, wywędrowaliśmy do lat dzieciństwa w Warszawie i śpiewających wróbli. Tak, śpiewających. Sopockie wróble z czasów mojego dzieciństwa były mniej uzdolnione wokalnie.

Będąc już w temacie ornitologicznym, z pewną ulgą dotarło do nas, że zmory domku na kurzej łapce musiały ostatnio zmienić lokum. Na dachu już od dłuższego czasu nie pojawiają się gołębie. Yeehey!