3 dni, 3 granice – odcinek Wenecja

3dni_3granice_Odcinek_Wenecja_2013

Parę dni temu do domku na kurzej łapce przyszedł list z Włoch. Namierzył nas fotoradar w Wenecji.

Za oknem deszcz, jesiennie i buro. To dobry czas, żeby zasiąść przed komputerem i z kieliszkiem orzechowego Baileysa zabrać się za spisanie wrażeń ostatniego dnia naszej trzydniowej przygody, podczas której przemierzyliśmy 3 kraje. A oto wspominki ostatniego z trzech dni – wypadu do Wenecji.

Piran żegnał nas deszczem. Wenecja witała ciężkimi chmurami, przeplatanymi słonecznymi prześwitami. Zostawiliśmy Fiacika na ostatnim piętrze wielopoziomowego parkingu. Chwila rozkoszowania się widokiem, soczysta pomarańczka, mapa w garść, idziemy. Kierunek – Piazza San Marco. Wąskie uliczki wyprowadziły nas na manowce. Wracamy na szlak. Mapa mówi lewo. Idziemy. Ślepy zaułek. Nie szkodzi. W dole nieśpiesznie przepływają gondole, wystawy kuszą kolorami, nos pieści zapach pizzy. Przystajemy na kawę. Pyszna Illy za 1.50 euro. Plus toaleta w cenie. Parkingowe WC to 2 euro i smród, który odstrasza wszystkich, nawet tych ledwo trzymających. No i kawy też nie podają.

Po kilku mniej i bardziej owocnych próbach trzymania się trasy, całej masie zdjęć na mostach, mostków i z mostów, doszliśmy do placu Św. Marka. Na placu tłum. Oraz gołębie, przed którymi trzeba robić uniki.

Pora coś zjeść. Pada coraz mocniej. Wchodzimy tuuuu! Pizza bez szału. Czas płacić. Cola w cenie pizzy, dodatkowa opłata za chleb, oraz za przekrojenie pizzy na pół, no i standardowe coperto. Wdech, wydech. I tak nie zrozumieją, *urwa! Gruby mówi kelnerowi, że tego i tego nie zapłaci. Jakoś poszło – nie do końca tak jak chcieliśmy i nie do końca tak jak chciał kelner.

Ulice mokre. Znowu przeciskamy się wzdłuż murów, szukając mało wydreptanych turystycznie tras. Kolorowe maski, buty, winiarnie zapraszają nas ze swoich małych i niskich witryn.

Parę lat temu, będąc z Weronie, mieliśmy spędzić tu sylwestra. Wenecja tonęła w wodzie, trasy wyznaczały pomosty ustawione ponad poziomem wody i chodników. Zmieniliśmy zdanie.

A skąd się wziął mandat? Nie mam pojęcia. Wyjeżdżaliśmy z Wenecji w tempie żółwim, łowiąc widoki miasta, które zostwialiśmy za plecami.