Pada? Idziemy!
Jesień zaatakowała jak zawsze nagle. Nieprzygotowana emocjonalnie, patrząc przez mokre szyby, obserwuję ściekający po dachówkach deszcz. Rzyg. Burość. Smut i nijakość za oknem. Tak mija poniedziałek, wtorek, środa. W czwartek zauważam ubytek w kaloszach. Piątek – nadal pada. Z czeluści szuflady wydobywam czapkę. Od paru dni, we wszystko mieszczącej torebce, pomieszkują sobie rękawiczki.
Zaklinacz deszczu się zepsuł. Postanawiamy zmierzyć się z dziką naturą i wytknąć nos na zewnątrz. Niespodzianka. Park cały nasz. Jedynie golfiści nieprzerwanie grają w golfa. Daniele siedzą w kępkach pod drzewami. Liście usypały nam dywan. Deszcz spod największej ze wszystkich parasolek wcale nie jest taki straszny.
Czy to był także spacer kulinarny? Kasztany trafiły do piekarnika?
zostaly dla wiewiorek i lesnych skrzatow