Celtycka kraina

received_758796030833351_20141207012643717

Jak to jest z tą Walią? Czemu mnie tak ciągnie i tak fascynuje. Kto raz ją odwiedzi, albo ją pokocha, albo znienawidzi. Walia gwarantuje deszcz i błoto. Gwaranuje mokre na wylot buty i chwile strachu w oczach, kiedy przyklejona do pułki skalnej myślę ‚wdech, wydech, nie patrz w dół, zejście jest łagodniejsze’.

Korki po pracy niemiłosierne. Jadę do Luton. Tak będzie łatwiej bo ekipa zabierze mnie bez narażania się na utknięcie w piątkowych londyńskich korkach. W torbie nieprzemakalne ubranie, czapka i czekolada. Czekolada daje kopa energii nawet gdy tej energii już nie ma.

Pięć godzin jazdy (w tym sto lat dookoła Londynu), cheeseburger, kilkadziesiąt rond – jesteśmy. Wjeżdżamy podjazdem. Przed nami kościół. Kropi, wieje. Przed drzwiami kościoła stoi huski. Drzwi zaryglowane. Wszyscy śpią. Z szopy wychodzi młody chłopak w krótkim rękawie. Wypala papierosa, wali w drzwi, opowiada o okolicy. Dwa dwupiętrowe łóżka ukryte są w nawie kościoła za zasłonką. Wchodzimy tam po krętych schodach niczym do ambony.

Rano czeka na nas wielkie śniadanie. Szybki prysznic i jazda na szlak – póki tylko pada i jeszcze nie leje. Dziś zdybywamy Tryfan. Świetna trasa dla wszystkich, którzy lubią się powspinać i ubrudzić się górą. Trasa wymaga ciągłego wsparcia rąk, podciągania, współpracy grupy i troszkę odwagi. Szło się na tyle dobrze, że zamiast zdobywać szlak jak wstępnie planowaliśmy od południa, poszliśmy prosto na szczyt. To jednostronny stromy szlak z coraz bardziej wymagającymi przejściami. Wciągamy się wyżej. Nie ma mowy, żeby zawrócić. To trasa, której w dół nie da się przejść bez lin. Pniemy się wyżej. Pólka na szerokość stopy. Przywieram do ściany. Łapie mnie ta paraliżująca chwila – moment strachu. Nie myśl. Nie patrz w dół. Jak iść dalej. Im wyżej, tym zimno i wiatr mniej doskwiera. Uczucie głodu, komfortu, potrzeba ciepła zostały gdzieś niżej. Włącza się instynkt – byle wejść, byle zejść.

Emocje, które trudno potem opisać. Widoki. Cisza gór. Chociaż szczyty Walii nie są wysokie, trasy zaspokoją górskich wyjadaczy.

Wieczorem czeka na nas jacuzzi w hostelowym ogrodzie. Liście wpadają do wody, temperatura bliska zera, drzewa uginają się i szumią nad głowami. Wiatr wyje. Siedzimy zanurzeni po samą szyje sącząc czerwone wino. Nad nami szaleją żywioły. Po godzinie rzucam się w szalony pęd do drzwi – prosto pod gorący prysznic.

Walia to bajka. Piękna i trochę dzika. To baśń. Na pewno mieszkały tu kiedyś magiczne stworzenia. Można nawet gdzieś jeszcze tu są, tylko trochę trudniej je dostrzec.

Kochani, bardzo dziękujemy za uwiecznienie tej wyprawy, było pięknie!

walia_8

walia_2

walia_1

walia_4

walia_5

walia_6

walia_7