If you’re going to San Francisco

image

Zaczynamy wymarzony urlop w Kalifornii. San Francisco przywitało nas rażącym oczy słońcem, błękitnym niebem i upałem. Odprawa na lotnisku przeszła w tempie ekspresowym. Dwa plecaki czekały już na nas na taśmie.

Jedziemy na Mission. Ta dzielnica ma najwięcej meksykańsko hiszpańskich wpływów. Dziś mieszkają tu głównie ludzie z firm tech. Wielu z poprzednich mieszkańców nie stać już na czynsz. W Downtown, które odwiedziliśmy wieczorem jest stosunkowo dużo bezdomnych. Mijają nas pokręceni przez życie i narkotyki ludzie. J i K opowiadają, że nierzadko widują na ulicy osoby chodzące kompletnie nago. San Francisco ma liberalne podejście do nielegalnych imigrantów i tutejsza policja z reguły nie powiadamia władz federalnych o legitymowanych w mieście nielegalnych mieszkańcach.

Podobno żeby danie było kalifornijskie wystarczy dodać do niego awokado. Drugi regionalny specyfik to brukselki. W życiu nie jadłam tak dobrych. Przekrojone na pół, usmażone w syropie klonowym podane w delikatnie pikantnem majonezowym dipie. Od dwóch dni zajadamy się też daniami kuchni meksykańskiej. Wczoraj trafiliśmy do La Taqueria. Najlepszej meksykańskiej knajpy – stołówki w mieście. Udało się upolować stolik. Sos z tacos spływał do łokci. Pycha.

Październik to jeden z lepszych miesięcy na zwiedzanie San Francisco. Jest jeszcze ciepło a nie ma już mgieł, które spowijają miasto latem. SF leży na licznych wzgórzach. Jeżdżą tu tramwaje jak w Gdańsku i trajtki jak w Gdyni. Z tą tylko różnicą, że u nas jeżdżą ciche, niskopodłogowe, a tutejsze wyglądają jak z lat 80. Na ich przodzie jest krata, wyglająca jak wielki zderzak. Na tą kratę można włożyć rower.

Trafiliśmy na coroczny air show. W marinie, stado lwów morskich razem z nami i tłumem gapiów, zadziera głowy za każdym razem gdy na niebie przelatuje formacja odrzutowców.

Czas się ruszyć. Tost z serem, bekonem, awokado i jajkami w koszulkach oraz zielone smoothie (z awokado!) powinny dać energię na kolejnych parę godzin biegania po mieście. W planie Lombard Street, drink na water front, górka z widokiem na miasto oraz Golden Gate park, w którym podobno żyją bizony. Woooho!

image

image

image

image

image

image

image