Parę wspomnień z życia słonia

Przyszedł czas kiedy na dwa tygodnie przed planowanym terminem urodzin Małej (tej mniejszej Małej) czas pożegnać się z pracą oraz ludźmi z którymi spędziłam ostatni rok i zająć się sobą. W pierwszy wolny poniedziałek dotarło do mnie, że nigdy nie spędzałam wolnego w domu. Do tej pory, w każdy przedłużony weekend organizowaliśmy sobie ucieczki za miasto. Co robić? Bookuje bilety na cirque du soleil, do kina, na wystawę Wildlife Photographer of The Year 2016, co jeszcze… Podobno Greenwich Observatory jest warte zobaczenia. Paczki z Amazona z końcówką wyprawki przechodzą codziennie. Co jeszcze. Niech wyczyszczą dywany. OK. Czyszczą, więc dziś śpimy na sofie w dużym pokoju, bo tylko tutaj podłogi są suche. Co jeszcze, co jeszcze. Blog! Czas go znowu odkurzyć. Zgrywając zdjęcia z telefonu wspominam wydarzenia ostatniego roku. Obiecuję opisać chociaż część.

A co się dzieje u słonia? Można by dużo mówić. Stopy zmieniły się w baloniki; palce u rąk w serdelki. Wstawanie z łóżka przypomina ruchy foki na lądzie; wchodzenie po schodach wywołuje zadyszkę. Ale i tak na dojściu na stację Pit z trudem nadąża, a spać chodzę druga. Lodówka w nocy regularnie woła, ale chyba tylko ja słyszę jej piękny głos i idę sprawdzić czy wszystko z nią dobrze, życzliwie pomagając jej pozbyć się nadmiaru ciężaru. Słoń czasem zmienia się w mamuta. Golenie nóg pod prysznicem wymaga kondycji crossfitowca i zwinności jaszczurki. Najlepszy workout ciężarówki! Pregnancy joga to pikuś. No i dieta cud czyli ciastka. Odkąd przyznałam się to przepoczwarzania się w słonia, ciastko w czwartki stało się normą. Z ciastka w czwartek, nawet nie pamiętam kiedy przeszłyśmy na ciastko dziennie a ostatni miesiąc w biurze stał pod znakiem dwóch ciastek minimum. Może w tym brzuchu tak na prawdę siedzi wielki tort?

img_20161003_192836

img_20161215_233916

img_20170124_203230_626