Trudne poczatki wszystkiego
Zaczne od tego ze znowu bedzie bez polskich znakow. Tym razem wine ponosi moj nowy komputer. Wszyscy tak chwala Maca, wiec sama postanowilam sie do niego przekonac. Wszystko swietnie, tylko gdzie te polskie znaki.
Mniejsza Mala od 3 tygodni zasowa do zlobka. Chociaz to duzo powiedziane. Po 2 tygodniowym wprowadzeninu dostala turbo katar, ktoremu dal rade tylko odkurzacz nieustraszenie wysysajacy gluty o kazdej porze dnia i nocy. Po pierwszym tygodniu zlobka ‚na pelen etat’, zostalam poproszona o odbior bobasa. Z paskudna goraczka Mniejszej walcze juz tydzien.
Poczatki nie sa latwe. Ani dla Mnijeszej Malej, ani dla mnie. Ja w tym czasie szukam sobie pracy. Bo przeciez skoro odzysklalam wolne dni, czas na nowy kontrakt. Wydawaloby sie proste. Ale rok przerwy… a dostapnosc do konca maja… A ten projekt idzie live pod koniec czerwca. Tamten w pazdzierniku, ten jednak wymaga product directora, a tu by chcieli long term; min rok, a najlepiej to chodz na pelen etat. Dalej. Kolejny rekruter dzwoni zaczynajac rozmowe od ‚Hello buddy’. To chyba nie do mnie. Po trzecim ‚buddy’ wpisuje go w kategorie niegroznych czubkow. Potem schodzi na temat dzieci. ‚Exciting news, congrats, fab, awsome. I have a puppy.’ Czad. LinkedIn pochlanie mi wiecej czasu niz wszytskie inne portale spolecznosciowe razem wziete. W koncu sie uda, ale sadzilam, ze bedzie duzo latwiej.
Tymczasem mam czas na powrot do bycia fit. Treningi pod okiem Julki i biegi po lokalnych parkach dodaja kopa energii i dawke endorfin nawet w smutne deszczowe dni. Jaha!
Na bycie fit zawsze jest dobry czas, a zwłaszcza na czytanie o…:)
pozdrawiam znad talerza zieleniny