Walia na Wielkanoc

W tym roku na Wielkanoc zostajemy w UK. Chwilę głowimy się co robić i po krótkim jeżdżeniu palcem po mapie, decydujemy się na wyprawę do Brecon Beacons – krainy leżacej w Walii południowej. Po 4 godzinach jazdy w deszczu, docieramy do naszej bazy na kolejne 4 dni.

Z walijskich ciekawostek – na śniadania dostajemy owsiankę z miodem, owocami leśnymi i shotem whisky. W Walii można oglądać nie tylko czerwonego smoka, który zdobi walijską flagę, ale również dinozaury. Park z dinozaurami i wejściem do kompleksu jaskiń to jedna z większych atrakcji. Przecież podróżując z Mniejszą Małą, takich atrakcji nie może zabraknąć.

W walijskich lasach mogłyby mieszkać elfy i druidzi. Po błotnistych trasach, wzdłuż rzek, wodospadów i soczyście zielonych, porośniętych mchem i powyginanych drzew chodzimy nie mijając się z ani jedną osobą.

Niedzielę wielkanocną postanawiamy spędzić w górach. Ruszamy samochodem w stronę śniegu. Mijamy stada owiec z maleństwami, koni i dzikich kucuków. Mniejsza Mała zasnęła w samochodzie, więc zanim wyjdziemy w trasę, wszyscy ucinamy sobie godzinną drzemkę. Czas ruszyć. Zapatuleni wspinamy się po błocie i śniegu. Wiatr smaga niemiłosiernie. Widoki cieszą oczy. Mijamy włochate kucyki, owce i pniemy się na szczyt. Mniejsza Mała nie pozwala się zatrzymywać. Na każdym postoju, jak mały semafor, wierzga nogami i rękoma. Pędzimy w górę, pedzimy w dół, a w międzyczasie co chwilę zatrzymuję się i robię zdjęcia. Dla tych widoków warto się trochę zasapać.