Z życia kulki
Kulkam sie do pracy, po pracy do domu, lub do teatru, lub do restauracji. Dynamika kulki się zmienia. Z górki kulkam się szybciej, pod górkę ledwo idę. Po schodach w dół zbiegam. Do góry, kulkam się wolniutko ale póki co jeszcze drepczę razem z osobami, którym się śpieszy. Natomiast z jakiegoś powodu schody w domu wywołują zadyszkę niczym sprint na 100 metrow.
Kiedy rośnie brzuch, ręce powinny się wydłużać. Kran w umywalce jest jakby dalej. Klawiatura komputera jakoś mniej dostępna. Zmywanie czegokolwiek wymaga dziwnego wygięcia pleców; więc chyba jednak zostanę przy tym, że przecież ja nie mogę. I do tego 9 na 10 razy kończy sie to wielką mokrą plamą wody na brzuchu. A takich wpadek wolę unikać. Bo jeszcze ktoś coś sobie kiedyś pomyśli.
Składam wyrazy szacunku wszytskim ubranym kulkom. To niby takie oczywiste. Ale założenie butów, skarpetek, spodni czy rajstop urasta do rangi wydarzenia sportowego – na szczęście bez udziału kibiców. Czasem z udziałem partnerów – pomagierów.
No i jeszcze ta senność. Kawa o 10 rano, o 13 znowu zasypiam, kawa o 15, o 16 znowu zasypiam, o 17 trzymam głowę dwoma rękoma. O 17.50 stoje gotowa w blokach startowych do wyjścia. Czas wykulkać się z biura. Co teraz – kawa?
Jeszcze miesiąc kulkania I już. Co byśmy zrobili bez tych kulkających dam. Specjalny czas na dopieszczanie. 😀