Rudimental i Royal Albert Hall
Miało być o księżycowym krajobrazie Teide National Park, ale wczorajszy koncert Rudimental wciąż gra mi w głowie, nogi nadal skaczą, mimo, że kolana dziś proszą o wyrozumiałość.
Poniedziałek wieczór – odbieram Młodszą Małą ze żłobka, piję kawę, robię oko, zmieniam spodnie na te jeszcze nie zarzygane. Za 10 minut odjeżdża pociąg, lecimy, paaaa!
Royal Albert Hall to moja ulubiona londyńska sala koncertowa. Byliśmy tu na koncertach muzyki klasycznej, rockowej, filmowej i pokazach cyrku. Nie wiem jak wysiedzimy podczas wybuchowego, popowego drum and bass’u!
Okazuje się, że wysiedzieć się nie da. Po pierwszym kawałku kolejne rzędy wstają, skaczą, bujają się w rytm These days i Waiting all night. Przez scenę przewijają się gościnni artyści, z którymi Rudimental tworzyło swoje ostatnie dwie płyty. Energia, która płynie ze sceny uskrzydla, nogi same skaczą. Dwie godziny wokalnego drum and bass’u, nieskończona ilość głosów – wśród nich Anne-Marie, John Newman, Jess Glynne i wiele wiele innych. I ten bis, kiedy całe Royal Albet Hall śpiewa
You know I said it’s true
I can feel the love
Can you feel it too
I can feel it ah-ah
I can feel it ah-ah
Cudownie! Szczęśliwi, uśmiechnięci i pełni energii bujamy się do wyjścia. I will for love huczy w głowie. Uwielbiam poniedziałki!
ps. mówiłam, że jesienią też byliśmy na ich koncercie? A gdyby tak grali w Londynie co miesiąc… Póki co grają prawie codziennie w moich słuchawkach, kiedy najmłodsze już słodko śpią, a ja mogę sobie poskakać nie martwiąc się, że zdepcze czyjeś małe paluszki.
Takie to miasto jest. Trudno zdecydować się na czyj koncert iść. 😀. A ja muszę czym prędzej posłuchać 🙃. Rudimental???…..🤔