Na farmie
Jest sobota. Chwilę zastanawiamy się gdzie jechać. Gdzieś, żeby Mniejsze Małe się dobrze bawiły, żeby spały w drodze, żeby skorzystać z pogody i żeby nam też się chociaż troszkę podobało. Jedziemy na farmę. Tą farmę poleca nam przewodnik po Londynie i okolicach – ale nie jakiś zwykły, tylko dedykowany rodzicom z dziećmi. A one (te słodkie dzieci) to najbardziej wymagający, krytyczny i bezkompromisowy konsument. Konsument, który piszczy i skacze kiedy mu się podoba, płacze i krzyczy noooo (i stooop it Mama!) kiedy jest zmęczony oraz waży tonę, kiedy nagle z jakiegoś bardzo zawoalowanego powodu nie chce dalej iść.
Na farmie są świnki (chrum!) i głodne kozy i trzy wolne żółwie (one, two, three!) i leniwe króliki (Sleeping bunny, look! bunny house) oraz koń (cacy, cacy koń), pieski preriowe (doggy?), świnki morskie (tu nastąpiła pewna konsternacja, kiedy Mniejsza Mała cichutko, z namysłem mówi ‚Sinka’, bo ani to świnka ani w wodzie nie pływa), indyk (Hello Indyk, Baaaj Indyyyyk), Kurki (poook pok pook), oraz jaszczur (Diiiiino!).
Myśl o dniu, kiedy będziemy musiały odbyć pierwszą poważną rozmowę o dinozaurach spędza mi sen z powiek. Póki co, jesteśmy nimi otoczeni. Są w domu, w żłobku, w samochodzie i jak się okazało, nawet na farmie! Młodsza Mała ochoczo karmi zwierzaki. Czasem zbyt ochoczo. Rzucam się na ratunek kiedy owca chce zjeść jej włosy. Oraz kiedy inna myśli, że paluszki mogą być równie smaczne co sprasowana trawa. Mniejsza Mała mówi Auu, po czym znowu wyciąga rączkę z kolejną porcją trawy.
Rozpływam się, kiedy podchodzi mała owieczka, a Mniejsza Mała wyciąga do niej rączkę i mówi ‚Mała, cesz?’ Owieczka daje się głaskać i chętnie zjada wszystko co podsuwa jej Mniejsza Mała. Do momentu, kiedy przepędza ją głodna, stara owca (Sheep bam, ow no!).
Jeszcze trochę poskaczemy, trochę pojeździmy na samochodach (Greeen! Nie, różowy. Green! Nie, to żółty. Green, Nie, to biały. Green! Tak, to zielony.), popływamy w basenie z piłeczkami i na koniec (to atrakcja dla Taty), w automacie przy wyjściu, nalejemy sobie świeżego mleka.
To mleko ratuje nas w drodze do domu, kiedy syrena z tylnego fotelika zaczyna krzyczeć MEEEEEEEEEKOOOOO.
😀😁😂. To musiał być dzień, który długo będziecie pamiętać.